niedziela, 20 stycznia 2013

Usiadłem do warsztatu z zamiarem malowania. Po porannej sesji z orkowym generałem, kiedy to przy okazji machnąłem buty i gacie pięciu burna boyzom i podobnej liczbie lootasów, właśnie te uroczą dziesiątkę pierwotnie miałem wykończyć. Popatrzyłem, pomyślałem i mi się odechciało. Zrobiłem trochę porządku na stole, wywaliłem stare pudełko po ciastkach w którym trzymałem dwu składnikowe kleje i epoksydy, przez chwilę chciałem je nawet oszczędzić bo dzielnie służyło przez ostatni rok ale było już tak zapyziałe, że ostatecznie trafiło na zasłużoną emeryturę do śmietnikowego raju. Ha, odgrzebując syf znalazłem niedokończoną dwunastkę ferali, tiaa, w sumie to szybka piłka by ich wykończyć na pewno prostsi niż burnasi/lootasi... zrobiłem mokrą paletę, wymieniłem wodę wybrałem pędzle i mi się odechciało... Nastawiłem pranie i zmywarkę, godzinka piętnaście wolnego od prac domowych, co by tu, kurde zmajstrować... w sumie to wolę składać do kupy coś z niczego niż malować... Jakiś czas temu wszedłem w posiadanie niezliczonej ilości snap-fitowych space marinów, cześć pójdzie dla młodszego na Space Wolfy, część stanie się Salamandrami więc bez sensu by się kurzyły. Dość jęczenia, dziś urodzę nurglowego sm`a... wygrzebałem co się mniej więcej nadawało, kilka główek, plecaki, energy guna, jakąś mackę i zacząłem kombinowanie co i jak dopasować. Bitsy z Maxmini.eu


Zwyczajowo zacząłem od brutalnej dekapitacji. Dobrałem główkę, biohazard head, czy jakoś tak się to nazywa, fajna z rurą i w ogóle taka w klimacie. Nurglowy SM powinien być w purchlach i lekko podgniły, jako że pancerza nie zmieniał od herezji to też trzeba by jakoś zaznaczyć. Zdarłem z prawego naramiennika krawędź, nawierciłem otwory pod nity, rozdarłem lewy a z odrobiny greenstuffa porobiłem purchliny i robale. Nóż nie oszczędził oczywiście i orła. Poszło dość sprawnie. Jazda się zaczęła przy dopasowywaniu broni. Standardowy bolter mi nie pasował, wyciąłem dłonie i na klej do plastiku przytwierdziłem do ludka. Superglut w tym przypadku się nie sprawdza, bo skleja za szybko i za sztywno, klej do plastiku rozpuszcza powierzchnie przez co można przez parę chwil pokombinować z dopasowaniem. Broń niestety straciła dolną podpórkę...


Z patyczka zrobiłem nity, i dopasowałem plecak upiększając go gustownym liszajem, doszły też nowe robaki i coś tam... Z plecaka odciąłem prawą rurę, z greenstuffu zrobiłem nowe długie rureksy, które będą szły od maski na ryju do zbiornika. Fotki później bo poszły do zamrażalnika. Plusem prac pod moją lampą jest dogrzewanie w zimie ale jej moc jest taka że greenstuff mi się rozpuszcza i co jakiś czas muszę go odstawiać do lodówki zresztą z FIMO też tak robię. Koniec dłubania space marina, rury muszą poleżeć...

Czekając aż rury stwardnieją, wyciągnąłem nowego ogryna z Maxmini. To przed produkcyjny stan żywicowy, ludek będzie sprzedawany w wersji metalowej. Wyrzeźbiony przez Boba Olley`a w tym cudnym oldskoolowym stylu wesprze moją armię Squatów. W zestawie znajdują cztery głowy, trzy ręce z bronią i łapka lewa z kastetem. Jest z czego wybierać. Cena jeszcze nie jest ustalona. Od siebie dorzuciłem ciężkiego guna, też z oferty Maxmini. Podstawka ze śmieci, takie zawsze są najfajniejsze. I na dziś tyle...

3 Comments:

  1. Dziadu z lasu said...
    Genialnie Ci wyszła ta konwersja Space Marina.
    Maniex said...
    Konwersja miodzio, ale ogryn jeszcze bardziej. A w ogóle to szacun za posiadanie armii squatów :-)
    Gonzo said...
    Jak mi starczy zapału to zrobię ich oddział. Rurę podłączę wieczorową porą.
    Co do Squatów to mam ich sporo, są ze mną od drugiej edycji. Ogryn jest bardzo w ich klimatach, tym bardziej że większość starych wzorów rzeźbił Bob Olley.

Post a Comment



 

blogger templates | Make Money Online